Zdegenerowany "ojciec".

 Dzisiejsza historia szokuje na poziomie sprawy Lisy Montgomery i  każe się zastanawiać, podobnie jak casus rodziny Turpin, jak zdegenerowany musi być rodzic, by tak znęcać się nad swoim dzieckiem. Lojalnie ostrzegam, że ta sprawa jest niesamowicie wstrząsająca i na długo zostaje w pamięci

Dwadzieścia cztery lata. Tyle trwał koszmar Elizabeth, młodej obywatelki Austrii. To, czego doświadczyła, nie mieści się w głowie, a tragedię dopełnia świadomość, że wszystkiego dopełnił się rodzony ojciec dziewczyny. 

Mężczyzna w domu rządził twardą ręką. Bezkompromisowy, nie uznawał jakiegokolwiek nieposłuszeństwa. W sierpniu 1984 roku zwabia do piwnicy swoją osiemnastoletnią wówczas córkę, Elizabeth. Gdy nastolatka przebywa już w dźwiękoszczelnym bunkrze, matka, Rosemary, zgłasza zaginięcie córki. Oficjalną wersją ojca dziewczyny jest "ucieczka do sekty", który też zmusza dziewczynę do pisania listów do domu. Cel? Uspokojenie rodziny, otoczenia i policji. Śledztwo tych ostatnich skutki przyniosło dopiero dwadzieścia cztery lata po porwaniu dziewczyny. I to przez przypadek.

Zanim opowiem o tym cudzie, poświęćmy chwilę temu, co przez ponad dwie dekady działo się w piwnicy domu rodzinnego państwa Fritzl. Gwałty, brak możliwości wyjścia poza dźwiękoszczelną klitkę, żadnego słońca czy dostępu do świeżego powietrza. Przemoc seksualna skutkuje kilkukrotnym zajściem Elizabeth w ciążę. Pierwszej nie donosiła, a z kolejnych sześciu, w tym jednej bliźniaczej, urodziła swojemu oprawcy siedmioro dzieci. Jeden z chłopców zmarł zaraz po porodzie, a kolejne zostały podzielone. Trójka zostaje z matką w pomieszczeniu wielkości kawalerki (35m2!), a pozostałe Fritzl podrzuca "na górę", udając, że stoi za tym córka. Tam, wraz z niczego nieświadomą żoną wychowuje dzieci "jak swoje".

W 2008r. najstarsze z dzieci przechodzi poważne załamanie stanu zdrowia. Leki z domowej apteczki i opieka mamy nie zdają egzaminu, konieczna jest pomoc lekarska. Fritzl zabiera córki do szpitala, gdzie personel, zaalarmowany dziwnym zachowaniem mężczyzny, przytomnie wzywa policję. 

Po czterech dniach procesu, w marcu 2009, skazany zostaje na dożywocie. Po wyroku ma tylko jedno marzenie. Upiorne marzenie. By jeszcze wyjść na wolność i "zająć się" żoną oraz córką.

Szczerze? Cudem w tej sprawie jest to, że kobieta i dzieci wydostały się na powierzchnię. Przerażające jednak jest to, że ile takich domów, ile takich rodzin, żyje, funkcjonuje i nawet nie zdajemy sobie sprawy. Upiorne jest też to, że gdyby Kerstin się nie pochorowała to najprawdopodobniej cały ten horror skończyłby się zdecydowanie bardziej tragicznie. I tak, ja wiem, że choroby i hospitacja to nie są najprzyjemniejsze rzeczy na ziemi, ale co by było gdyby Fritzl w końcu umarł? Niby złego diabli nie biorą, ale też w końcu nikt nie jest nieśmiertelny. Do klitki, którą swoją drogą w pewnym momencie powiększył z 35 do 55 m2, prowadziły drzwi ważące kilkaset kilo, otwierane tylko i wyłącznie z zewnątrz. 

Źródła:

https://polskatimes.pl/fritzl-wciaz-kocham-moja-corke/ar/327683

https://www.kryminatorium.pl/potwor-z-amstetten-josef-fritzl-79-kryminatorium/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Sprawa_Josefa_Fritzla

https://www.rmf.fm/magazyn/news,26971,sceny-zbrodni-w-rmf-fm-josef-fritzl-wiezil-i-gwalcil-swoja-corke.html

https://poranny.pl/przez-24-lata-wiezil-wlasna-corke-i-splodzil-z-nia-siedmioro-dzieci-dzis-uslyszal-wyrok/ar/5195408


Komentarze