Mordercze dziecko.

 Siemanko, cześć, hej! W przedostatnim poście opowiedziałam Wam sprawę, w której ofiarą stała się kilkuletnia dziewczynka. W takich sprawach chce się znaleźć winnego, mówi się, że biedne dziecko oraz, że to tragedia. Tylko co jeśli sytuacja się odwraca i dziecko z ofiary zmienia się w mordercę?  To tylko dziecko? Okey, ale nie każde dziecko robiące jakieś głupoty czy niesłuchające mamy od razu zaciąga innego człowieka do pustostanu, żeby go zamordować. Co musi się dziać w psychice młodego człowieka, by zdecydował się na zabicie młodszego kolegi? A po jakimś czasie powtórzyć czynność na innym kilkulatku? To, co przed chwilą napisałam to niestety nie polecajka książki czy filmu. To upiorna rzeczywistość.  Dziś opowiem Wam historię, która wydarzyła się pod koniec lat 60 ubiegłego wieku, a główną antybohaterką jest 11-letnia dziewczynka.

MARY FLORA BELL

Urodziła się 27 maja 1957 w Newcastle upon Tyne jako pierwsze dziecko 16 lub 17 letniej (źródła się różnią w tym względzie) prostytutki, wg. jednego ze źródeł specjalizującej się w BDSM. Dziewczyna nie wiedziała, kto jest ojcem Mary, w dokumentach dziecka figuruje słowo nieznany w rubryce "ojciec", lecz jej zdaniem  mogła zajść w ciążę z Billem Bellem, z zawodu złodziejem i recydywistą. Wszystko wskazuje na to, że Betty nie była wzorem matki. Nie tylko nie było jej często w domu - na życie zarabiała w Glasgow, dodatkowo policja zna przynajmniej jedną próbę dzieciobójstwa z jej strony, natomiast w jednym ze źródeł znalazłam, że dziewczynce często, zdecydowanie za często przydarzały się różne, dziwne wypadki. Wystarczy? Nie w tej historii. WP.pl podaje, że  Mary miała też być regularnie bita, poniżana i wykorzystywana seksualnie, co przekładało się na jej zachowanie w szkole i podczas zabaw z rówieśnikami. Poza domem miała opinię agresywnej i konfliktowej, miała też często wdawać się w bójki. Podczas późniejszego śledztwa dziewczynka przyznała, że odkąd skończyła 4 lata matka zmuszała ją do nierządu -wizja wykorzystywania seksualnego robi się niepokojąco prawdopodobna.

ZBRODNIE

25.05.1968 niespełna 11-letnia Mary zaciągnęła do pustostanu po opuszczonej fabryce lub domu, zależy od źródła, udusiła 4-letniego Martina. Co upiorne, najprawdopodobniej zrobiła to sama.  Zwłoki znalezione zostały przez trójkę bawiących się w okolicy chłopców. Morderca najprawdopodobniej nigdy nie zostałby ujęty, gdyby nie wydarzenia kolejnych miesięcy. Przecież nikt w takich sytuacjach nie podejrzewa innego dziecka, prawda?  Krótki czas później razem z trzynastoletnią wówczas Normą Bell (zbieżność nazwisk przypadkowa) zdemolowały lokalny żłobek lub przedszkole, zależy od źródła. Jak krótki? Wg. jednego ze źródeł miały to zrobić dwa dni po morderstwie, lecz potwierdzenia tej konkretnej daty. Na pewno jednak musiały zrobić to pomiędzy 25,05 a 31.07, kiedy to dziewczęta zrobiły coś zdecydowanie gorszego niż bałagan w miejscu dla maluchów.  Jednak, kończąc wątek tej demolki - przestrzeń została posprzątana, ślady zebrane, a policja uznała to za wybryk lokalnej młodzieży oraz głupi żart. Nikt nie przywiązał wagi do znalezionych na miejscu liścików, w których dziecięcym charakterem pisma ktoś przyznał się do zabicia 4-letniego Martina, jak już wiemy - pierwszej ofiary Mary.  Wspomniałam już, że ostatniego dnia lipca 1968 dziewczynki zrobił coś dużo gorszego niż bajzel. Popełniły morderstwo. Mary w towarzystwie Normy zwabiła w ustronne i udusiła trzyletniego chłopca. Uciekły, by po jakimś czasie wrócić celem okaleczenia zwłok Briana Howea przy pomocy nożyczek. Pewnie i tym razem zostałyby bezkarne, gdyby nie kilka kwestii. Po pierwsze - ubrania. Na miejscu pierwszej zbrodni policja miała znaleźć  włókna, jak się później okazało, pochodzące z ubrań dziewczynek.  Drugi problem - sekcja zwłok. Patolog uznał, że obrażenia Briana mogły zostać zadane ręką dziecka. Ustalenie to doprowadziło do decyzji o przesłuchaniu lokalnych dzieciaków. Stało się to gwoździem do trumny.  Wśród przepytywanych nieletnich był duet Bell&Bell, Ich nietypowe zachowanie oraz wypowiedz Mary ściągnęły na nią podejrzenia. Co takiego miała powiedzieć? Opowiedziała ze szczegółami o ośmiolatku, który rzekomo miał uderzyć zabitego trzylatka, a potem bawić się nożyczkami. Co tu jest nie tak? Pamiętacie, że zwłoki chłopca zostały okaleczone? Patolog ustalił, że rany mogły zostać zadane właśnie nożyczkami. A ta informacja nie została podana do informacji publicznej, poza tym oskarżony chłopak miał solidne alibi - był z rodzicami na lotnisku. Wnioski nasuwają się same.

KONSEKWENCJE I PÓŹNIEJSZE ŻYCIE

Norma została uniewinniona. Stwierdzono, że może być lekko opóźniona, poza tym była zmanipulowana przez młodszą koleżankę. Większy problem pojawił się z Mary. Została uznana za winną, lecz też za chorą psychicznie. W wypadku dorosłego nie byłoby problemu - szpital psychiatryczny. Jednak jedenastolatki nie można było zamknąć ani w więzieniu ani w "psychiatryku". Zdecydowano się więc na umieszczeniu dziewczynki w zakładzie poprawczym. Miała być tam jedyną przedstawicielką swojej płci. Co dalej? Została przeniesiona do więzienia dla dorosłych, a potem do  zakładu otwartego. W wieku 23 lat wyszła wolność, a cztery lata później urodziła córkę. W międzyczasie zmieniła tożsamość, a dziś podobno jest babcią. 

Prawdę powiedziawszy nie mam pojęcia co myśleć o tej sprawie. Mary zabiła jako dziecko. Fakt, jest morderczynią. Olbrzymi wkład na jej zachowanie na pewno mają warunki jej dorastania - próba zamordowania jej przez matkę oraz ogólnie to, co miała w domu. Plus te problemy psychiczne. Chociaż jest sporo osób, które nie mają wesoło w domu, a nikogo nie mordują. W sumie - oceńcie sami.


ŹRÓDŁA

https://www.facebook.com/archiwumzagadekx/posts/2259030617667487/

https://kruczek.pl/mary-bell/

https://teleshow.wp.pl/miala-11-lat-gdy-zabila-dwoch-malych-chlopcow-dzis-jest-matka-i-babcia-6406379588630145a?c=336&src01=f1e45

https://pl.wikipedia.org/wiki/Mary_Flora_Bell

Komentarze