Morderca złapany po latach.

 Siemanko, cześć, hej! Dziś opowiem Wam historię, która pomimo strasznych szczegółów pozwala mieć nadzieję, że każdy sprawca zbrodni wcześniej czy później poniesie odpowiedzialność za swoje czyny.  

Gwałt to jeden z najstraszniejszych czynów, który można popełnić drugiemu człowiekowi. Osoby, które stały się ofiarami tego przestępstwa często doświadczają traumy ze względu na doznaną krzywdę, a z pamięcią o druzgocących wydarzeniach będą funkcjonować do końca życia. Równie przerażające jest połączenie przemocy seksualnej z morderstwem. Niezaprzeczalny jest fakt, że każdy sprawca zbrodni na tle seksualnym jest niewyobrażalnym potworem, który bezwzględnie powinien ponieść konsekwencje swojego czynu. Natomiast w jaki sposób można nazwać monstrum, które gwałci i morduje dziesięciolatkę? Bo "monstrum" to zdecydowanie za łagodnie określenie. Zanim jeszcze przejdę do głównej historii, chciałabym Was uprzedzić, że to kolejna sprawa, w której ofiarą jest dziecko, więc jeżeli źle znosicie takie historie to pomińcie proszę ten wpis.

Dziś, w nieco krótszym poście niż zwykle, opowiem Wam historię Tammy Welch, dziesięciolatki jakich wiele. Jest  27 sierpnia 1984 r. Dziewczynka i dwójka jej rodzeństwa to dzieci wojskowego służącego na morzu. W dniu, bądź na dzień przed wyprowadzką (zależy od źródła) do bazy wojskowej w okolicy Jacksonville na Florydzie, Tammy i jej dwa lata młodsza siostra około 9.30 rano poszły się pobawić na przydomowe podwórko, lecz po zaledwie chwili  się pokłóciły i młodsza z dziewczynek poszła do domu. Po upłynięciu około trzydziestu minut, na prośbę rodziców, ponownie wyszła na zewnątrz by zawołać Tammy. Obraz, który wówczas zastała, na pewno zapamięta na długo. Zastała bowiem swoją siostrę leżącą w zakrwawionych spodniach, bez ruchu na ziemi. Na miejsce została wezwana policja, a ciało dziewczynki poddano sekcji. Wykazała, że krew na spodniach pochodziła z gwałtu, a przyczyną śmierci było uduszenie. Przez 26 lat śledczy nie dotarli do informacji, która pozwoliłaby na złapanie gwałciciela i mordercy, chociaż co istotne, po wznowieniu śledztwa w 1999 roku pobrano DNA od świadków zdarzenia i sąsiadów rodziny. Dopiero w 2010 roku zaczęły się ruchy, które doprowadziły do ostatecznego schwytania sprawcy - władze federalne przeznaczyły pół miliona dolarów na ponowne przeanalizowanie starych dowodów, w tym tych śladów DNA. Była to bardzo dobra decyzja. Trzy lata później śledczy zapukali do drzwi  Jamesa Leona Jacksona. Co ciekawe, był już dwukrotnie przesłuchiwany w tej sprawie, jednakże w obu przypadkach twierdził, że podczas ataku na Tammy spał, a o całej sytuacji dowiedział się od kuzyna, już po fakcie. Na niekorzyść mężczyzny działa fakt, że na plecach miał tatuaż z imieniem ofiary oraz datą jej śmierci. Twierdził natomiast, że nawet nie wiedział o tym tatuażu, a napis miał być "tylko" niesmacznym "żartem" współosadzonych. Nie był to jedyny dowód łączący go ze sprawą. Dodatkowym, mocnym dowodem było DNA Jamesa znalezione na miejscu zbrodni. Pomimo prób argumentacji, że nic nigdy tej dziewczynce nie zrobił, nie znał tego dziecka, w 2018 roku został skazany na podwójne dożywocie. Sąd apelacyjny podtrzymał wyrok.

Źródła:

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2018-12-03/sprawa-gwaltu-i-zabojstwa-rozwiazana-po-34-latach-napastnika-zdradzil-tatuaz-z-imieniem-ofiary/

https://www.fakt.pl/wydarzenia/swiat/wytatuowal-sobie-imie-zamordowanej-dziewczynki/kb63sz9

https://www.ndtv.com/world-news/jacksonville-james-leon-jackson-says-he-didnt-kill-tammy-welch-in-1984-his-back-tattoo-says-otherwis-1956062

https://www.news4jax.com/news/local/2020/04/30/appeals-court-upholds-conviction-in-1984-murder-of-jacksonville-child/

Komentarze

  1. Kwestia tatuażu - cóż za bezczelność ze strony sprawcy... Całe szczęście wznowiono śledztwo z użyciem nowych technik kryminalistycznych, co pozwoliło go ukarać za tę straszna zbrodnię.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz